Odkąd zacząłem biegać minęło już wiele lat. Często powtarzam, że biegałem zanim to było modne, co jest pewnym nadużyciem, bo moje początki sięgają okresu kiedy zaczynał się boom na bieganie w Polsce. W moim biegowym świecie szczególne miejsce zajmuje odbywający się od bez mała 30 lat pilski bieg uliczny, niegdyś „Pilska Piętnastka”, a od dłuższego czasu bieg na dystansie półmaratonu. Powodem tego jest fakt, że Piła to moje rodzinne miasto i od początku lat 90-tych obserwuję rozwój tej imprezy. Ponadto przy okazji któregoś z poznańskiego maratonu miałem zaszczyt poznać szefa pilskiego biegu – pana Henryka Paskala, który w świecie biegaczy ulicznych jest ikoną i autorytetem. Pilski półmaraton, ze względu na swój rozmach, historię, zaangażowanie organizatorów i frekwencję należy do ścisłej czołówki w Polsce, a odzwierciedleniem tej rangi są m. in. cyklicznie organizowane właśnie w Pile mistrzostwa polski w półmaratonie zarówno kobiet jak i mężczyzn. Impreza ta – jak każda inna nie była nigdy pozbawiona wad – ale z racji miejsca w sercu jakie zajmowała – podchodziłem do nich z większą wyrozumiałością.

W tym roku nie mogłem pojawić się w Pile jako startujący, ale wielu moich znajomych startowało jak co roku, wobec tego z wielką przyjemnością udałem się na trasę kibicować.

Półmaraton, jak sama nazwa wskazuje, to dystans o połowę krótszy od dystansu maratonu (w nomenklaturze laików – każdy bieg uliczny to maraton, ale mniejsza o to…), tzn. że jego długość powinna wynosić 21.097,5 m. W poważnych imprezach biegowych trasę mierzy osoba posiadająca uprawnienia do nadanie jej atestu, zgodnie z wytycznymi Polskiego Związku Lekkoatletyki oraz IAAF. Odbywa się to w ten sposób, że atestujący objeżdża, na specjalnie przygotowanym do tego celu, rowerze z licznikiem całą trasę, po jej jak najkorzystniejszym profilu (przy wewnętrznej krawędzi ulicy). Stąd często jest tak, że biegaczom korzystającym z najnowszych osiągnięć techniki w postaci pulsometrów z gps często mierzy się większą odległość niż oficjalna długość trasy. Z własnego doświadczenia wiem, że w przypadku biegu na 10km jest to ok. 70-100m, a w maratonach taka różnica może wynieść nawet do 450m. Wynika to z tego, że często po wewnętrznej stronie trasy jest zbyt duży ścisk biegaczy i nie chcąc tracić prędkości obiegamy zakręty po jej zewnętrznej stronie. Chcąc organizować oficjalne mistrzostwa polski w półmaratonie pilska trasa musiała posiadać atest i taki też atest pozyskała.

Jednakże, ku mojemu zdziwieniu każdy znajomy, który ukończył w niedzielę swoje zmagania informował o tym, że jego Garmin, Polar itp. zarejestrował trasę dłuższą o kilkaset metrów! Nawet do 500m różnicy. Jak już wyżej wspomniałem to stanowczo za dużo – standardowo na dystansie półmaratonu można by przyjąć tolerancję ok. 150-200m. Jeśli ktoś mówi jednak, że przebiegł 500m więcej, to wiemy, że coś poszło nie tak jak powinno.

Nie trzeba było długo czekać, by wieść o zbyt długiej trasie obiegła wszystkie biegowe fora.

W tym miejscu warto zastanowić się, jak w takiej sytuacji mogą kształtować się ewentualne roszczenia odszkodowawcze wobec organizatorów. Przyjrzyjmy się sytuacji dwóm różnym biegaczom, pierwszy z nich to zawodowiec, który startuje w biegach w celach zarobkowych i jest żywo zainteresowany klasyfikacją generalną biegu i klasyfikacją mistrzostw polski; drugi z nich natomiast to przeciętny amator, który przygotowuje się do pobicia życiówki i „złamania” granicy 1:40:00.

Udział biegaczy w imprezie masowej – biegu ulicznym to nic innego jak umowa wzajemna zawarta pomiędzy startującym a organizatorem. Szczegółowe postanowienia tej umowy reguluje Regulamin imprezy, na którego kształt biegacze nie mają wpływu. Zgodnie z postanowieniami takiego przykładowego regulaminu, organizator zobowiązuje się do zorganizowania imprezy (biegu) w danym miejscu, czasie i na określonej trasie, ponadto organizator zabezpiecza tą trasę, uzyskuje wszystkie niezbędne pozwolenia oraz wypłaca zwycięzcom określone w regulaminie nagrody (w tym medale). Obowiązki zawodnika natomiast ograniczają się w zasadzie do zapłaty ceny za tą usługę, a także czasami do przedstawienia organizatorowi zaświadczenia od lekarza o braku przeciwskazań zdrowotnych do startu w biegu. Regulamin na ogół nie reguluje zbyt wielu kwestii, które w codziennej praktyce raczej się nie wydarzą. Częstokroć organizator zastrzega sobie w regulaminie ostateczną i wiążącą możliwość interpretacji jego zapisów, co samo w sobie jest zastrzeżeniem bezprawnym i w mojej ocenie skutkuje nieważnością. Osobnym zagadnieniem mogą być umowy z pojedynczymi profesjonalnymi zawodnikami za tzw. startowe albo z „pacemakerami” biegnącymi w zakontraktowanym czasie. Takie rozwiązania regulaminowe jak opisane powyżej znajdują się również w Regulaminie Półmaratonu w Pile, który odbył się 3 września br.

Co zatem robić w sytuacji, w której okazuje się, że długość trasy biegu jest zupełnie nieadekwatna do długości wskazanej w regulaminie? Czy organizator zobowiązany jest do zwrotu ceny zakupu pakietu przez zawodnika? Na tak zadane pytanie nie ma prostej odpowiedzi, ale pewną podpowiedzią są w tym zakresie przepisy Kodeksu cywilnego, w szczególności art. 415 i następne, który stanowi, że każdy kto ze swej winy wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia. Nie trzeba daleko szukać, by wskazać, że każdy zawodnik biorący udział w takim pechowym biegu mógł ponieść szkodę. Przecież, gdy chodzi o pierwszy z ww. przykładów – zawodnika zawodowca, z pewnością ma on podpisane umowy ze sponsorami, z których sumiennie musi się wywiązywać i oprócz „obowiązku” zdobycia określonego miejsca, wśród tych zobowiązań może być również konieczność uzyskania określonego czasu w określonych zawodach. Co więcej, często w takich zawodach za pobicie rekordu trasy jest dodatkowa finansowa premia – to są pierwsze z brzegu szkody, jakie mógł ponieść taki zawodowiec. Ponadto, taki zawodnik poniósł koszty przygotowania się do takiej imprezy (zgrupowania, odżywki, strój itp.) i w taki sposób jego wysiłek może zostać zaprzepaszczony przez błędy organizatora. Pytanie czy którykolwiek z zawodników z czołówki odważy się taki krok postawić i wystąpić do organizatora z wezwaniem do naprawienia szkody. W ewentualnym precedensowym na skalę Polski procesie to zawodnik musiałby udowodnić, że poniósł szkodę, jej wysokość oraz wykazać, że gdyby nie błąd organizatora do szkody by nie doszło (warunek sine qua non).

W przypadku zawodnika amatora sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. Jego wyniki, często nie determinują nagród finansowych czy też innych wymiernych form gratyfikacji. Ale przecież taka osoba również wypruwa sobie żyły na codziennych treningach kosztem spotkań z przyjaciółmi i życiem rodzinnym. Odmawia sobie wielu przyjemności, tylko po to by osiągnąć życiówkę, a potem w idealnym ze względu na termin i warunki atmosferyczne biegu – okazuje się, że do rekordu życiowego zabrakło mi kilkanaście sekund. Taki wynik z pewnością powoduje frustrację i rozgoryczenie. W takiej sytuacji nie ma mowy o wymiernej szkodzie, ale można się pokusić o stwierdzenie, że naruszono dobra osobiste tej osoby, takie jak cześć i dobre imię (dotyczy to również zawodnika z czołówki). Art. 23 Kodeksu cywilnego wymienia przykładowo niektóre dobra osobiste, ale nie jest to katalog zamknięty. W takiej sytuacji osoba poszkodowana mogłaby spróbować dochodzić roszczeń na podstawie ewentualnego naruszenia jej dóbr osobistych.

Jestem ciekaw rozwoju tej sprawy. W najbliższych dniach powinniśmy być mądrzejsi o nowe informacje. Współczuję tylko organizatorom, bo satysfakcjonującego rozwiązania nie ma.

Z nieoficjalnych jeszcze informacji wynika, że w trakcie dzisiejszego rekonesansu trasy ustalono, że doszło do pomyłki na 15km przy tzw. “nawrocie”. Trasa w wyniku tego była dłuższa o 220m. To niecała minuta biegu dla czołówki i ok. 1,5 minuty dla przeciętnego amatora.

***

Niniejszy tekst jest zapowiedzią wznowienia działalności blogowej. Będzie przede wszystkim o prawie, ale nie tylko. Bardzo proszę zatem o uwagi i komentarze.